Podobno
najgorszą rzeczą, jaką można zrobić człowiekowi, to zostawić
go
samego ze
swoimi myślami. Zależy to od osoby, bo przecież istnieją ludzie,
którzy uwielbiają spędzać czas kontemplując własne jestestwo.
Zoya z
pewnością nie była jedną z nich. Rzadko kiedy wybierała
samotność. O ile spacery były jej sposobem na uspokojenie i
wyciszenie, to do przemyśleń potrzebowała słuchacza. Kogoś, z
kim mogłaby przepracować własne obawy, dojść do konstruktywnych
wniosków i przekuć je w konkretne działania. Na szczęście miała
Tomasza, na którego zawsze mogła liczyć. Lisowski wkładał bardzo
wiele wysiłku, żeby znaleźć dla niej czas w swoim niezwykle
napiętym grafiku. Nawet jeśli nie było możliwości spotkać się
osobiście, zawsze istniały telefony i to z nich najczęściej
korzystali.
Po ciężkiej
nocy, wypełnionej niespokojnym snem i niechcianymi, męczącymi
wybudzeniami, Zoya zwlekła się z łóżka, czując się tak jakby
właśnie ściągnięto ją z krzyża.
Bolała ją
głowa, a oczy piekły niemiłosiernie. Nie była jednak w stanie
zrozumieć przyczyn, przez które nie mogła spokojnie spać. Ani nie
śniło jej się nic wyjątkowego, ani żadna zatruwająca życie
myśl nie zaprzątała jej umysłu. Czuła jedynie niepokój, który
nie wiadomo skąd się brał. Ściskał ją w dołku od poprzedniego
dnia. Wtedy ostatni raz rozmawiała z Michałem.
- Musiałam
to zakończyć - wyjaśniła tak, jakby próbowała się tłumaczyć.
- Małolat okazał się być jeszcze bardziej małoletni, niż
sądziłam.
- To znaczy?
- dopytywał Tomasz, biorąc łyk napoju z trzymanej przez siebie
filiżanki.
Zoya
spojrzała na ekran swojej komórki. Poranne wideorozmowy powoli
stawały się rytuałem. Tomasz zadzwonił akurat wtedy, kiedy umyta
i ubrana siedziała na łóżku i usiłowała zapleść włosy w dwa
bokserskie warkocze.
- No mów! -
Ponaglił brunet, gdy milczała dłuższą chwilę.
- Maturzysta
- jęknęła, zasłaniając twarz rękoma.
W odpowiedzi
mężczyzna gwizdnął cicho.
- Tylko tyle?
- Zapytała odsłaniając buzię i wpatrując się w obraz
przyjaciela. - Nie masz żadnego uszczypliwego komentarza w zanadrzu?
- Mam -
przyznał, uśmiechając się kpiąco. - Ale już samo to, że
zdajesz sobie sprawę, iż sytuacja tego wymaga sprawia, że muszę
się dobrze zastanowić nad tym, co chcę ci powiedzieć.
- Nie krępuj
się - sarknęła blondynka, biorąc się za tworzenie drugiego z
warkoczy.
- To nie
będzie nic odkrywczego - ostrzegł. - Z pewnością zdajesz sobie
sprawę z tego, że gdy ty podciągałaś majtki po pierwszym seksie,
on odkrywał, że ma stopy i bezceremonialnie pakował je sobie do
ust...
- No i się
zaczyna - miauknęła żałośnie.
- … że
kiedy ty rodziłaś Kostka, on przeżywał okres fascynacji własnym
kałem…
- Borze
szumiący…
- … a kiedy
się rozwodziłaś, on zgłębiał uroki pierwszej masturbacji?
- Jeżu
tuptający, zlituj się! - Zawołała artystka.
- W każdym
razie, dobrze zrobiłaś, kończąc tą znajomość - podsumował
Tomasz.
- Wiem o tym
- odparła smętnie Zoya.
- Muszę
lecieć. Papa - powiedział machając jej na pożegnanie.
- Pa -
odpowiedziała, rozłączając się.
Chciała użyć
gumki by związać na końcu drugi splot. Wówczas przypomniała
sobie, że zostawiła ją na półce w łazience. W całym tym
zamyśleniu wzięła stamtąd tylko jedną, zamiast dwóch. Wstała z
łóżka i ruszyła w stronę pomieszczenia, do którego weszła nie
zważając na protesty znajdującego się pod prysznicem jedynaka.
- Mamo! -
Jęknął nastolatek zza zaparowanej szyby.
- Nie masz
tam nic czego bym już nie widziała - odkrzyknęła wychodząc.
Właśnie
miała iść do kuchni, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
Zaintrygowana niespodziewaną wizytą, poszła je otworzyć.
- Dzień
dobry pani mamo Kostka - przywitał się nastolatek stojący w progu.
- Dominik?
Dawno cię nie widziałam - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się
ciepło wpuszczając go do mieszkania.
Zawsze lubiła
tego wysokiego, szczupłego młodzieńca o wesołych, ciemnych jak
noc oczach i kasztanowych włosach.
- Trochę się
poprztykaliśmy - westchnął Dominik, ściągając buty w
przedpokoju.
- Ale już
dobrze? - upewniła się kobieta.
- Tak. Znowu
jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - odparł piętnastolatek.
- To świetnie
- ucieszyła się artystka. - Rozgość się - dodała, prowadząc
chłopaka do salonu.
W tym
momencie szum wody przestał dobiegać z łazienki, co mogło
oznaczać, iż Kostek wyszedł spod prysznica.
- W dalszym
ciągu domagam się szanowania mojej prywatności! - Krzyknął przez
drzwi, podejmując przerwaną wymianę zdań z rodzicielką.
- Jakoś nie
domagałeś się jej, kiedy w wieku pięciu lat przechodziłeś etap
“wszystko mnie drapie łącznie z majtkami” i latałeś golutki,
jak cię matka Zoya stworzyła! - Wrzasnęła zielonooka, uśmiechając
się łobuzersko i mrugając do zaskoczonego Dominika, siedzącego na
kanapie.
Nastolatek
zakrył usta dłonią i zaśmiał się cicho.
- Nie moja
wina, że już wtedy wiedziałem, że mam bardzo delikatną cerę! -
Zawołał blondyn.
- Z tego
powodu ściągałeś wszelkie ubrania, gdy tylko wszedłeś do domu,
a w przedszkolu toczyła się regularna wojna o to, żebyś nie
gorszył młodszych dzieci swoim gołym tyłkiem? - prowokowała
dalej.
- Mam
idealne, kształtne pośladki - odkrzyknął. - Nic tylko podziwiać.
Po chwili
wyszedł z łazienki odziany w ręcznik na biodrach, wyjąc na całe
gardło słowa jednej z piosenek znanych z “Króla Lwa”
- Strasznie
już być tym królem chcę!
- Z twoim
mikro ciałkiem, wrażliwą cerą i idealnym tyłkiem możesz co
najwyżej zostać królową - parsknął Dominik.
Zaskoczony
obecnością przyjaciela Kostek stanął jak zamurowany. Następnie
posłał matce wściekłe spojrzenie i pobiegł do swojego pokoju, z
którego, już ubrany, wyszedł po pięciu minutach. Chwycił swój
plecak i skierował się do przedpokoju, by założyć buty.
Dominik wstał
z kanapy i poszedł w jego ślady.
- Do widzenia
- rzucił wesoło w stronę Zoyi.
- Do
widzenia. Wpadaj do nas częściej - odpowiedziała kobieta. - Miłego
dnia synku! - Krzyknęła za wychodzącym z mieszkania jedynakiem.
- Nie gadam z
tobą! - Odpowiedział nastolatek obrażonym tonem, w którym dało
się słyszeć nieudolnie skrywane rozbawienie całą sytuacją.
Zanim wyszli
z domu, blondynka usłyszała jeszcze, jak fuka na przyjaciela, żeby
nawet nie próbował komentować wymiany zdań, której był
świadkiem.
- Twoje
życzenie jest dla mnie rozkazem, o pani - odparł Dominik dusząc
się ze śmiechu.
Po chwili
Wilczyńska została sama. Spojrzała na zegarek. Było już prawie
wpół do ósmej. Najwyższa pora, by i ona wyszła do warsztatu.
Pomimo zamiłowania do tego co robiła, dzisiejszy dzień nie napawał
jej optymizmem. Nawet ludziom kochającym swoją pracę zdarzają się
momenty, w których na myśl o niej robi się niedobrze. Niechęć
ściskająca ją za gardło była tym większa, im mniejsza stawała
się odległość, która dzieliła kobietę od “Porcelanowego
Wilka”. Był czwartek, a to oznaczało popołudniowe zajęcia z
sześciolatkami. Na samą myśl o tym, kto mógłby przyprowadzić
jednego z nich, Zoya chciała uciec do domu i odwołać warsztaty z
powodu symulowanej choroby. Niezależnie od tego, jak bardzo nie
chciała, musiała przyznać przed samą sobą, iż Michał miał w
sobie coś, co niezwykle ją pociągało i sprawiało, że nie była
w stanie mu się oprzeć. A przecież podjęła decyzję i bała się,
że wystarczy jeden dotyk ciemnowłosego, jedno jego spojrzenie by
zapomniała o tym, co postanowiła. Nie była przecież zwierzęciem,
nie panującym nad własnymi instynktami. Jako dojrzała,
odpowiedziała kobieta wiedziała, że co by się nie działo, stawi
temu czoła i wyjdzie z tej walki zwycięsko. Nawet, jeśli
osiemnastolatek nie będzie chciał ustąpić, ona się nie podda. Za
nic mu nie ulegnie.
W bojowym
nastawieniu minął jej cały dzień. Gdy wybiła godzina siedemnasta
i sala w pracowni zaczęła zapełniać się podopiecznymi,
Wilczyńska przybrała stanowczą minę i czekała. Jednak na to, co
ujrzała, nie była przygotowana.
Krzemiński
przyprowadził siostrę jako ostatnią i ku zaskoczeniu artystki
jedyne czym ją zaszczycił to pełne żalu spojrzenie, po czym
wyszedł bez słowa.
Czyżby tak
szybko się poddał?
I dobrze -
pomyślała, wmawiając sobie, że czuje ulgę.
Myślała, że
chociaż trochę go zna, zatem była zdumiona tym jak łatwo
zrezygnował z ich znajomości.
Kiedy
odbierał Magdę, sytuacja się powtórzyła. Żadnych słów, czy
gestów. Jedynie smutek w jego błękitnych oczach.
Minął
tydzień. Ponownie nastał czwartek i znów to samo. To, jak na nią
patrzył, doprowadzało blondynkę do szewskiej pasji. Nie czuła
wyrzutów sumienia. Nie zrobiła przecież nic złego, ale ten wzrok
zranionego na wskroś stworzenia irytował ją do granic możliwości.
Gdy wrócił po dziewczynkę, kobieta nie wytrzymała. Złapała
chłopaka za bluzę, którą miał na sobie i rzucając dziecku
szybkie wyjaśnienie, że musi porozmawiać z jego bratem wywlokła
go na zewnątrz
- Jesteś
żałosny - syknęła jadowicie, gdy tylko znaleźli się przed
kamienicą. - Jeśli myślisz, że w ten sposób coś wskórasz, to
wiedz, że osiągasz efekt odwrotny do zamierzonego!
Michał nic
nie odpowiedział. Stał tam przed nią i jedyne co robił to patrzył
się na nią tym swoim spojrzeniem.
- Wiem, że
jesteś dzieciakiem, ale przyjmij to jak facet i przestań się
mazać! - Dodała.
- Wracamy do
domu? - Zapytała Magda wychodząc nagle z pracowni.
Niebieskooki
skinął głową i podając siostrze rękę, oddalił się wraz z
nią.
Złość,
którą czuła Wilczyńska sprawiła, że posprzątała i zamknęła
“Porcelanowego Wilka” w rekordowo szybkim czasie. Tupiąc nogami
niczym rozwścieczony rosomak przeszła przez rynek i wspięła się
na ostatnie piętro swojej kamienicy. Otworzyła drzwi do mieszkania
i niczym tornado wleciała do salonu, by po chwili stanąć na jego
środku niczym słup soli.
Kostek
siedział na kanapie przed włączonym telewizorem. Obok niego
znajdował się nastolatek, którego widziała pierwszy raz w życiu.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nienaturalne rumieńce
pokrywające policzki jedynaka i przyspieszony oddech, który za
wszelką cenę starał się wyrównać.
- Pójdę już
- powiedział nieznajomy i rzucając trzydziestopięciolatce
zarozumiały uśmiech, minął ją bez słowa.
- Kto to był?
- Zapytała, gdy tylko zostali sami.
- Sebastian -
odpowiedział piętnastolatek z udawaną obojętnością. - Jest nowy
w naszej szkole.
On mi się
nie podoba - pomyślała, jednak postanowiła zachować to dla
siebie.
- Robiłeś
coś do jedzenia? - Zagadnęła zamiast tego.
- Makaron z
sosem szpinakowym. Stoi na kuchence - odparł Kostek, wlepiając
spojrzenie w ekran telefonu, który właśnie zawibrował w jego
dłoni.
Wypełniona
złymi przeczuciami Zoya skierowała się do kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz