sobota, 27 kwietnia 2019

Małolat - Rozdział 9

Podobno najgorszą rzeczą, jaką można zrobić człowiekowi, to zostawić go
samego ze swoimi myślami. Zależy to od osoby, bo przecież istnieją ludzie, którzy uwielbiają spędzać czas kontemplując własne jestestwo.

Zoya z pewnością nie była jedną z nich. Rzadko kiedy wybierała samotność. O ile spacery były jej sposobem na uspokojenie i wyciszenie, to do przemyśleń potrzebowała słuchacza. Kogoś, z kim mogłaby przepracować własne obawy, dojść do konstruktywnych wniosków i przekuć je w konkretne działania. Na szczęście miała Tomasza, na którego zawsze mogła liczyć. Lisowski wkładał bardzo wiele wysiłku, żeby znaleźć dla niej czas w swoim niezwykle napiętym grafiku. Nawet jeśli nie było możliwości spotkać się osobiście, zawsze istniały telefony i to z nich najczęściej korzystali.
Po ciężkiej nocy, wypełnionej niespokojnym snem i niechcianymi, męczącymi wybudzeniami, Zoya zwlekła się z łóżka, czując się tak jakby właśnie ściągnięto ją z krzyża.
Bolała ją głowa, a oczy piekły niemiłosiernie. Nie była jednak w stanie zrozumieć przyczyn, przez które nie mogła spokojnie spać. Ani nie śniło jej się nic wyjątkowego, ani żadna zatruwająca życie myśl nie zaprzątała jej umysłu. Czuła jedynie niepokój, który nie wiadomo skąd się brał. Ściskał ją w dołku od poprzedniego dnia. Wtedy ostatni raz rozmawiała z Michałem.
- Musiałam to zakończyć - wyjaśniła tak, jakby próbowała się tłumaczyć. - Małolat okazał się być jeszcze bardziej małoletni, niż sądziłam.
- To znaczy? - dopytywał Tomasz, biorąc łyk napoju z trzymanej przez siebie filiżanki.
Zoya spojrzała na ekran swojej komórki. Poranne wideorozmowy powoli stawały się rytuałem. Tomasz zadzwonił akurat wtedy, kiedy umyta i ubrana siedziała na łóżku i usiłowała zapleść włosy w dwa bokserskie warkocze.
- No mów! - Ponaglił brunet, gdy milczała dłuższą chwilę.
- Maturzysta - jęknęła, zasłaniając twarz rękoma.
W odpowiedzi mężczyzna gwizdnął cicho.
- Tylko tyle? - Zapytała odsłaniając buzię i wpatrując się w obraz przyjaciela. - Nie masz żadnego uszczypliwego komentarza w zanadrzu?
- Mam - przyznał, uśmiechając się kpiąco. - Ale już samo to, że zdajesz sobie sprawę, iż sytuacja tego wymaga sprawia, że muszę się dobrze zastanowić nad tym, co chcę ci powiedzieć.
- Nie krępuj się - sarknęła blondynka, biorąc się za tworzenie drugiego z warkoczy.
- To nie będzie nic odkrywczego - ostrzegł. - Z pewnością zdajesz sobie sprawę z tego, że gdy ty podciągałaś majtki po pierwszym seksie, on odkrywał, że ma stopy i bezceremonialnie pakował je sobie do ust...
- No i się zaczyna - miauknęła żałośnie.
- … że kiedy ty rodziłaś Kostka, on przeżywał okres fascynacji własnym kałem…
- Borze szumiący…
- … a kiedy się rozwodziłaś, on zgłębiał uroki pierwszej masturbacji?
- Jeżu tuptający, zlituj się! - Zawołała artystka.
- W każdym razie, dobrze zrobiłaś, kończąc tą znajomość - podsumował Tomasz.
- Wiem o tym - odparła smętnie Zoya.
- Muszę lecieć. Papa - powiedział machając jej na pożegnanie.
- Pa - odpowiedziała, rozłączając się.
Chciała użyć gumki by związać na końcu drugi splot. Wówczas przypomniała sobie, że zostawiła ją na półce w łazience. W całym tym zamyśleniu wzięła stamtąd tylko jedną, zamiast dwóch. Wstała z łóżka i ruszyła w stronę pomieszczenia, do którego weszła nie zważając na protesty znajdującego się pod prysznicem jedynaka.
- Mamo! - Jęknął nastolatek zza zaparowanej szyby.
- Nie masz tam nic czego bym już nie widziała - odkrzyknęła wychodząc.
Właśnie miała iść do kuchni, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zaintrygowana niespodziewaną wizytą, poszła je otworzyć.
- Dzień dobry pani mamo Kostka - przywitał się nastolatek stojący w progu.
- Dominik? Dawno cię nie widziałam - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się ciepło wpuszczając go do mieszkania.
Zawsze lubiła tego wysokiego, szczupłego młodzieńca o wesołych, ciemnych jak noc oczach i kasztanowych włosach.
- Trochę się poprztykaliśmy - westchnął Dominik, ściągając buty w przedpokoju.
- Ale już dobrze? - upewniła się kobieta.
- Tak. Znowu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - odparł piętnastolatek.
- To świetnie - ucieszyła się artystka. - Rozgość się - dodała, prowadząc chłopaka do salonu.
W tym momencie szum wody przestał dobiegać z łazienki, co mogło oznaczać, iż Kostek wyszedł spod prysznica.
- W dalszym ciągu domagam się szanowania mojej prywatności! - Krzyknął przez drzwi, podejmując przerwaną wymianę zdań z rodzicielką.
- Jakoś nie domagałeś się jej, kiedy w wieku pięciu lat przechodziłeś etap “wszystko mnie drapie łącznie z majtkami” i latałeś golutki, jak cię matka Zoya stworzyła! - Wrzasnęła zielonooka, uśmiechając się łobuzersko i mrugając do zaskoczonego Dominika, siedzącego na kanapie.
Nastolatek zakrył usta dłonią i zaśmiał się cicho.
- Nie moja wina, że już wtedy wiedziałem, że mam bardzo delikatną cerę! - Zawołał blondyn.
- Z tego powodu ściągałeś wszelkie ubrania, gdy tylko wszedłeś do domu, a w przedszkolu toczyła się regularna wojna o to, żebyś nie gorszył młodszych dzieci swoim gołym tyłkiem? - prowokowała dalej.
- Mam idealne, kształtne pośladki - odkrzyknął. - Nic tylko podziwiać.
Po chwili wyszedł z łazienki odziany w ręcznik na biodrach, wyjąc na całe gardło słowa jednej z piosenek znanych z “Króla Lwa”
- Strasznie już być tym królem chcę!
- Z twoim mikro ciałkiem, wrażliwą cerą i idealnym tyłkiem możesz co najwyżej zostać królową - parsknął Dominik.
Zaskoczony obecnością przyjaciela Kostek stanął jak zamurowany. Następnie posłał matce wściekłe spojrzenie i pobiegł do swojego pokoju, z którego, już ubrany, wyszedł po pięciu minutach. Chwycił swój plecak i skierował się do przedpokoju, by założyć buty.
Dominik wstał z kanapy i poszedł w jego ślady.
- Do widzenia - rzucił wesoło w stronę Zoyi.
- Do widzenia. Wpadaj do nas częściej - odpowiedziała kobieta. - Miłego dnia synku! - Krzyknęła za wychodzącym z mieszkania jedynakiem.
- Nie gadam z tobą! - Odpowiedział nastolatek obrażonym tonem, w którym dało się słyszeć nieudolnie skrywane rozbawienie całą sytuacją.
Zanim wyszli z domu, blondynka usłyszała jeszcze, jak fuka na przyjaciela, żeby nawet nie próbował komentować wymiany zdań, której był świadkiem.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, o pani - odparł Dominik dusząc się ze śmiechu.
Po chwili Wilczyńska została sama. Spojrzała na zegarek. Było już prawie wpół do ósmej. Najwyższa pora, by i ona wyszła do warsztatu. Pomimo zamiłowania do tego co robiła, dzisiejszy dzień nie napawał jej optymizmem. Nawet ludziom kochającym swoją pracę zdarzają się momenty, w których na myśl o niej robi się niedobrze. Niechęć ściskająca ją za gardło była tym większa, im mniejsza stawała się odległość, która dzieliła kobietę od “Porcelanowego Wilka”. Był czwartek, a to oznaczało popołudniowe zajęcia z sześciolatkami. Na samą myśl o tym, kto mógłby przyprowadzić jednego z nich, Zoya chciała uciec do domu i odwołać warsztaty z powodu symulowanej choroby. Niezależnie od tego, jak bardzo nie chciała, musiała przyznać przed samą sobą, iż Michał miał w sobie coś, co niezwykle ją pociągało i sprawiało, że nie była w stanie mu się oprzeć. A przecież podjęła decyzję i bała się, że wystarczy jeden dotyk ciemnowłosego, jedno jego spojrzenie by zapomniała o tym, co postanowiła. Nie była przecież zwierzęciem, nie panującym nad własnymi instynktami. Jako dojrzała, odpowiedziała kobieta wiedziała, że co by się nie działo, stawi temu czoła i wyjdzie z tej walki zwycięsko. Nawet, jeśli osiemnastolatek nie będzie chciał ustąpić, ona się nie podda. Za nic mu nie ulegnie.
W bojowym nastawieniu minął jej cały dzień. Gdy wybiła godzina siedemnasta i sala w pracowni zaczęła zapełniać się podopiecznymi, Wilczyńska przybrała stanowczą minę i czekała. Jednak na to, co ujrzała, nie była przygotowana.
Krzemiński przyprowadził siostrę jako ostatnią i ku zaskoczeniu artystki jedyne czym ją zaszczycił to pełne żalu spojrzenie, po czym wyszedł bez słowa.
Czyżby tak szybko się poddał?
I dobrze - pomyślała, wmawiając sobie, że czuje ulgę.
Myślała, że chociaż trochę go zna, zatem była zdumiona tym jak łatwo zrezygnował z ich znajomości.
Kiedy odbierał Magdę, sytuacja się powtórzyła. Żadnych słów, czy gestów. Jedynie smutek w jego błękitnych oczach.
Minął tydzień. Ponownie nastał czwartek i znów to samo. To, jak na nią patrzył, doprowadzało blondynkę do szewskiej pasji. Nie czuła wyrzutów sumienia. Nie zrobiła przecież nic złego, ale ten wzrok zranionego na wskroś stworzenia irytował ją do granic możliwości. Gdy wrócił po dziewczynkę, kobieta nie wytrzymała. Złapała chłopaka za bluzę, którą miał na sobie i rzucając dziecku szybkie wyjaśnienie, że musi porozmawiać z jego bratem wywlokła go na zewnątrz
- Jesteś żałosny - syknęła jadowicie, gdy tylko znaleźli się przed kamienicą. - Jeśli myślisz, że w ten sposób coś wskórasz, to wiedz, że osiągasz efekt odwrotny do zamierzonego!
Michał nic nie odpowiedział. Stał tam przed nią i jedyne co robił to patrzył się na nią tym swoim spojrzeniem.
- Wiem, że jesteś dzieciakiem, ale przyjmij to jak facet i przestań się mazać! - Dodała.
- Wracamy do domu? - Zapytała Magda wychodząc nagle z pracowni.
Niebieskooki skinął głową i podając siostrze rękę, oddalił się wraz z nią.
Złość, którą czuła Wilczyńska sprawiła, że posprzątała i zamknęła “Porcelanowego Wilka” w rekordowo szybkim czasie. Tupiąc nogami niczym rozwścieczony rosomak przeszła przez rynek i wspięła się na ostatnie piętro swojej kamienicy. Otworzyła drzwi do mieszkania i niczym tornado wleciała do salonu, by po chwili stanąć na jego środku niczym słup soli.
Kostek siedział na kanapie przed włączonym telewizorem. Obok niego znajdował się nastolatek, którego widziała pierwszy raz w życiu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nienaturalne rumieńce pokrywające policzki jedynaka i przyspieszony oddech, który za wszelką cenę starał się wyrównać.
- Pójdę już - powiedział nieznajomy i rzucając trzydziestopięciolatce zarozumiały uśmiech, minął ją bez słowa.
- Kto to był? - Zapytała, gdy tylko zostali sami.
- Sebastian - odpowiedział piętnastolatek z udawaną obojętnością. - Jest nowy w naszej szkole.
On mi się nie podoba - pomyślała, jednak postanowiła zachować to dla siebie.
- Robiłeś coś do jedzenia? - Zagadnęła zamiast tego.
- Makaron z sosem szpinakowym. Stoi na kuchence - odparł Kostek, wlepiając spojrzenie w ekran telefonu, który właśnie zawibrował w jego dłoni.
Wypełniona złymi przeczuciami Zoya skierowała się do kuchni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz