środa, 3 kwietnia 2019

Małolat - Rozdział 1

Zapalenie kolejnego, prawdopodobnie szóstego już papierosa miało
stanowić desperacką próbę opanowania senności, która od trzech kwadransów niepodzielnie władała jej umysłem.
Niestety, niezależnie od tego jak głęboko wciągała dym do płuc, nie była w stanie ukryć rozpaczliwego ziewnięcia, które bezceremonialnie wdarło się na jej oblicze. W ten sposób starania o to, aby robić wrażenie osoby nad wyraz pochłoniętej rozmową zostały doszczętnie zniweczone.
W panice spojrzała na mężczyznę siedzącego po przeciwnej stronie stołu. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że należał on do tego typu facetów, którzy uwielbiają słuchać własnego głosu. Był tak zafascynowany opowiadaną przez siebie anegdotką o stopach procentowych, iż fakt, że kobieta nudzi się śmiertelnie, zdołał umknąć jego uwadze, którą zresztą w całości poświęcał sobie. Tymczasem ona z ledwością powstrzymując kolejne ziewnięcie, modliła się o telefon alarmujący o nagłym wypadku, który wybawił by ją z tej żenującej sytuacji, w którą - nie po raz pierwszy - została wpakowana.
Wybacz mi synu, ale błagam złam nogę lub chociaż uczyń dramat z pryszcza na czole i zadzwoń do mamusi... - zaklinała w duchu.
Jednak aparat ukryty w niewielkiej czarnej kopertówce, idealnie pasującej do niebotycznie wysokich, a przez to arcy niewygodnych szpilek - milczał jak zaklęty.
Gdzie te trzęsienia ziemi i inne szarańcze kiedy są potrzebne? - rozmyślała ponuro, grzebiąc w popielniczce tlącym się mizernie niedopałkiem papierosa.
Nawet intrygująca zabawa, polegająca na obserwowaniu kelnerów niemal fruwających pomiędzy stolikami w zatłoczonej restauracji zaczynała być nużąca.
Ile by dała by spędzić ten wieczór w domu. Oczami wyobraźni widziała ten rozczulający obraz. Kojący smak herbaty miętowej z odrobiną miodu, za duże spodnie dresowe i najnowsza książka ulubionego autora w dłoni...
Rozmarzona, dopiero po chwili zarejestrowała uporczywy dźwięk telefonu rozlegający się niedaleko niej. Zanim jednak zdążyła się z niego ucieszyć, zobaczyła jak towarzyszący jej mężczyzna wyciąga z kieszeni marynarki swoją komórkę i uśmiechając się przepraszająco, odbiera połączenie.
- Tak mamusiu? - miauknął obrzydliwie słodkim głosem – Oczywiście mamusiu, jak sobie życzysz.
I zanim Zoya zdążyła zrozumieć co się właściwie stało, facet zerwał się na równe nogi i
bełkocząc coś o rodzicielce w opałach wybiegł z lokalu zostawiając ją samą.
Cała sytuacja nie umknęła uwadze czujnego kelnera, który niemal natychmiast znalazł się przy stoliku
- Życzy sobie pani coś jeszcze? - zapytał uprzejmie, omiatając wzrokiem niemal nietknięte potrawy.
- Rachunek - mruknęła w odpowiedzi, siląc się na uśmiech.


Marcowe wieczory mają w sobie zdecydowanie więcej mroźnej zimy niż
przepełnionej promieniami słońca wiosny. Jest w nich wręcz coś depresyjnego. Coś co sprawia, że człowiek jeszcze bardziej się niecierpliwi i wraca wspomnieniami do letnich, parnych nocy.
Pomimo dominującego chłodu wdzierającego się pod elegancki, cieniutki płaszczyk, Zoya wcale nie spieszyła się do domu. Nie to, że nie chciała się w nim znaleźć. Samotne spacery od dawna były jej sposobem na ochłonięcie i poukładanie myśli. Wędrując powoli alejkami zabytkowego rynku, usiłowała odnaleźć wewnętrzny spokój, odebrany przez randkę, którą z powodzeniem mogła określić mianem koszmaru. Co gorsza w ostatnim czasie na tą niechlubną nazwę zasługiwało każde tego typu spotkanie.
Mimo wszystko nie należała ona do osób dramatycznie rozpaczających nad własną niedolą. Nie przepłakiwała całych nocy, łkając rzewnie w poduszkę,że prawdziwa miłość dla niej nie istnieje. Była raczej realistką skłonną uwierzyć, iż jeśli każdemu dana w życiu jest tylko jedna szansa na spotkanie bratniej duszy, to ona już ją wykorzystała. Nawet jeśli po latach małżeństwa okazało się, że z obecnie byłym mężem stanowią doskonałą parę, ale niestety jedynie przyjaciół. Rozstali się więc w zgodzie.
Późniejsze kontakty z płcią przeciwną trudno zaliczyć do sukcesów. Po kilku nieudanych próbach uznała, iż butelka dobrego, słodkiego wina może być lepszym kompanem niż mężczyzna i że akurat ona będzie żyć w samotności, z czym zdołała się już pogodzić, a nawet polubić tą myśl.
Jak się jednak okazywało inni nie byli w stanie tego zaakceptować. Fakt, że w wieku trzydziestu pięciu lat świadomie migała się od zaszczytnej roli matki polki i żony - perfekcyjnej pani domu, w szczególności raził młodszą siostrę, która wzięła sobie za punkt honoru, by znaleźć kogoś kto uczyniłby z blondynki “porządną kobietę”. To właśnie dobroci jej serca, zawdzięczała minioną kolację, która od początku była totalną katastrofą.
Przystanęła na chwilę by zapalić nie wiadomo już którego tego wieczoru papierosa, gdy telefon ukryty w torebce wydał z siebie donośny dźwięk oznajmiający połączenie przychodzące. Zoya niespiesznie dokończyła to, co zaczęła i zaciągając się kolejną porcją nikotyny, wyciągnęła komórkę. Nie musiała patrzeć na ekran by wiedzieć, kto próbuje się do niej dobić. Przez chwilę rozważała nawet haniebny czyn nie odebrania, ale wiedziała, że tej rozmowy i tak nie uniknie. Wzdychając ciężko nacisnęła zieloną słuchawkę
- No? - mruknęła gburowato, przykładając urządzenie do ucha.
- Oho – rozległ się piskliwy głos – Znowu nie pykło. Co tym razem zmalowałaś?
- Zmalowałam? - powtórzyła blondyna czując jak dopiero co wyciszona irytacja ponownie zaczyna narastać.
- Ty zawsze coś... - zaczęła kobieta.
- Ja? - prychnęła wściekle Zoya – Ja? A kto uparcie umawia mnie na te żałosne randki?!
- To dla twojego dobra!
- Dla mojego dobra umawiasz mnie z największym bufonami, patałachami i maminsynkami w tym mieście?!
- To nie moja wina, że jesteś taka wybredna! Dariusz to porządny facet na stanowisku i...
- Dariusz to nudziarz i palant! - wrzasnęła trzydziestopięciolatka z impetem przerywając połączenie.
Wiedziała, że grozi jej za to maksymalny foch ze strony siostry jednak w tym momencie przyjęła to jako błogosławieństwo. Marzyła już tylko o tym by jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie przeciągając dłużej swojego spaceru, Zoya pognała w jego stronę tak szybko, jak tylko pozwalały na to niewygodne szpilki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz