piątek, 26 kwietnia 2019

Małolat - Rozdział 8

Święta z rodziną potrafią być
najprawdziwszą katorgą. Człowiek przebywa z ludźmi, których ledwo znosi, a czasami wręcz nie lubi tylko dlatego, że jest z nimi związany. W normalnych warunkach nie wybrałby sobie tych osób na towarzyszy wieczoru, a tu nagle nie tyle trzeba, co wypada się spotkać i poświęcić kilka godzin na przebywanie w tym samym pomieszczeniu.

Im dłużej Zoya się nad tym zastanawiała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że to co jest postrzegane jako odpowiednie zachowanie, może dusić niczym za ciasno ściągnięty gorset. Dokładnie tak się czuła. Jakby miała na twarzy kaganiec konwenansów utkany z obłudy.
Co roku obiecywała sobie, że kolejnego razu nie będzie, a następne święta spędzi tylko z Kostkiem. Ich tradycją stanie się oglądanie ukochanych bajek Disney'a, zaś ulubioną potrawą nieprzebrane ilości lodów czekoladowych. Swoją porcję suto obleje rumem, a porcję syna sosem malinowym.
Wilczyńska, nie chcąc sprawiać przykrości młodszej siostrze, zgodziła się przybyć wraz z potomkiem na wielkanocne śniadanie do domu Doroty. Ostatecznie od śmierci rodziców była ona jej jedyną rodziną.
Gdy piętnastolatek usłyszał o zaproszeniu, protestom nie było końca.
- Przecież doskonale wiesz jak to będzie wyglądało - marudził chłopak. - Naprawdę masz ochotę znowu przez to przechodzić?
- Marzę o tym - burknęła artystka.
- Więc po co się zgodziłaś?
- Bo mam tylko jedną siostrę i jaka by nie była to kocham ją? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie możesz jej kochać na odległość i beze mnie?!
- Dorota i Bogdan to także twoja rodzina - zauważyła.
- A to moja wina? - jęknął.
- Nie, ale jako, że występujemy w pakiecie, cierpieć będziemy oboje.
- Bycie nastolatkiem jest wystarczająco trudne. Nie musisz mnie dodatkowo torturować!
- Bycie matką marudnego, wyszczekanego nastolatka także nie jest usłane różami! - Odparła. - Proszę cię, Kostuś. Zrób to dla mamusi i przynajmniej udawaj, że jakoś cię wychowałam.
Teraz siedząc przy stole i dłubiąc widelcem w sałatce jarzynowej, Zoya bardzo żałowała, że nie posłuchała jedynaka. Kostek siedział obok z miną męczennika. Zresztą ona sama wcale nie miała lepszej.
Nowobogacki, dwupiętrowy domek jednorodzinny był dumą Doroty Nowak i jej męża Bogdana.  Znajdował się na obrzeżach miasta, tuż pod lasem. Dojechać tu można było tylko samochodem lub taksówką, jeśli tak jak Zoya, nie posiadało się prawa jazdy. Szwagier artystki był znacznie starszy od jej trzydziestoletniej siostry. Czterdziestojednoletni mężczyzna był współwłaścicielem dobrze prosperującej firmy budowlanej oraz w opinii Wilczyńskiej - niesamowitym sztywniakiem i nudziarzem. Według niej całe życie miał minę człowieka, któremu wyjątkowo gruby i twardy kij utkwił w tyłku.
- Zoya, słuchasz mnie?! - Zapiszczała Dorota swoim zwyczajem, wyrywając ceramiczkę z zamyślenia.
- Mam być szczera czy miła? - Odpyskowała blondynka, posyłając jej wymuszony uśmiech i zmęczone spojrzenie.
W przeciwieństwie do swojej starszej siostry, pani Nowak miała średniej długości, farbowane na miedziany kolor włosy i niebieskie oczy. Była ciepłą i troskliwą kobietą. Gdyby nie jej irytujący zwyczaj ustawiania wszystkim życia na swoją modłę, przebywanie z nią byłoby dla Zoyi I Kostka całkiem znośnie.
- Jak mówiłam - ciągnęła dalej, puszczając mimo uszu odpowiedź kobiety. - Paweł jest nowym klientem Bogdana. To naprawdę porządny człowiek i myślę, że powinnaś…
- Dotka, błagam, zlituj się - jęknęła zielonooka, przerywając wywód siostry. - Kiedy w końcu przestaniesz mnie swatać?
- Jak wreszcie zrobisz coś ze swoim życiem!
- Lubię je takim jakie jest!
- Naprawdę odpowiada ci codzienność zdziczałej feministki?
Zoya nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż właśnie w tej chwili do jadalni wbiegła jej  trzyletnia siostrzenica.
- Mamoooooo Antek zabrał moją lalkę! - Wrzasnęła na całe gardło.
- Marysiu nie biegaj, bo się spocisz, a bratu powiedz, że prawdziwy mężczyzna nie bawi się rzeczami dla dziewczynek - odparła spokojnie pani domu.
Wilczyńscy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Oto cała Dorota Nowak. Świat był dla niej czarno-biały i wypełniony ścisłym podziałem na role męsko-żeńskie. Spocone dziewczynki i chłopcy bawiący się ich zabawkami nie mieścili się w jej granicach pojmowania rzeczywistości.
- Konstanty już idzie w twoje ślady - kontynuowała.
- Zmieniam się w zdziczałą feministkę?! - Zawołał nastolatek z udawanym przerażeniem na twarzy.
- Widzisz? - Oburzyła się jego ciotka. - Nawet bezczelny jest tak samo jak ty. Ja w jego wieku już myślałam o przyszłości, mężu, dzieciach. A on co? Umawia się z jakąś dziewczyną?
- Mamo źle się czuję, czy możemy już wracać do domu? - Powiedział nagle Kostek.
- Co się dzieje? - Zapytała blondynka, badawczo przyglądając się synowi.
Wtedy nastolatek pochylił się w jej stronę
- Dostałem okresu - mruknął do ucha kobiety tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć. - Nie zadawaj głupich pytań tylko wiejmy stąd.
Powstrzymując śmiech, Zoya wyjaśniła zatroskanej rodzinie, iż nastolatek zjadł za dużo jajek w majonezie i zadzwoniła po taksówkę. Byli uratowani.
Najwidoczniej dla Doroty wizyty Wilczyńskich też nie należały do przyjemności, gdyż (ku swojemu zadowoleniu) zaproszenia na poniedziałek nie otrzymali.
Zatem drugi dzień świąt minął im pod znakiem “Króla Lwa” i błyskawicznych zupek chińskich o smaku pikantnego kurczaka curry. Lepszego zakończenia Wielkanocy nie mogli sobie wymarzyć.

Od ich pierwszego razu, Michał stał się częstym gościem w domu i warsztacie Zoyi. Ku rozczarowaniu chłopaka ich relacja sprowadzała się do jednego. Każda próba rozmowy czy chęć spędzenia czasu w inny sposób, spotykała się z ignorowaniem lub bagatelizowaniem ze strony kobiety. Dawała mu jasno do zrozumienia, że poza seksem nic jej nie interesuje. Był jej zabawką i doskonale o tym wiedział. Taki stan rzeczy zupełnie mu nie odpowiadał. Chciał czegoś znacznie więcej. Jednocześnie nie był w stanie z niej zrezygnować. Kiedy tylko stawała przed nim chętna i gotowa zapominał o tym, że w rzeczywistości nic dla niej nie znaczył. Przypominał sobie o tym dopiero, gdy zaspokojona i zrelaksowana oznajmiała mu spokojnie, iż najwyższy czas żeby sobie poszedł. O standardowych czułościach w stylu przytulanie czy leżenie we wzajemnym uścisku również nie było mowy, a pocałunki stanowiły jedynie grę wstępną lub dopełnienie zbliżenia. Kiedy ją brał, mógł zrobić z nią niemal wszystko co tylko przyszło mu do głowy. Jednak zaraz po fakcie, Zoya natychmiast uciekała od Michała, zostawiając chłopaka samego ze swoimi myślami i potrzebą bliskości.
Pomimo tego, jak go traktowała, każda rozłąka z piękną ceramiczką była dla ciemnowłosego ciężka do zniesienia.
W środę po świętach był już u kresu wytrzymałości. Nie widział Zoyi od wielkiego piątku i bardzo mu jej brakowało.
W południe znalazł się pod “Porcelanowym Wilkiem” i pospiesznie wszedł do pustego sklepu. Upewnił się, że nikogo w nim nie ma, po czym zamknął drzwi od środka i obrócił wisząca na nich kartkę tak, by od zewnątrz widniał napis “zamknięte”. Następnie ruszył w głąb pracowni. Przeszedł przez środkową salę i znalazł się w warsztacie, który ku jego zaskoczeniu okazał się być pusty. Już miał zrezygnować i się wycofać, kiedy nagle zauważył, iż w pomieszczeniu znajdują się jeszcze jedne drzwi, które w tej chwili były uchylone, a zza nich dochodził do nozdrzy chłopaka wyraźny zapach papierosów.
Michał przekroczył próg i wyszedł na dwór. Zrozumiał, że znajduje się po drugiej stronie kamienicy. Tuż przed nim widniała wąska, równolegle położona do rynku uliczka.
- Nie wiedziałem, że palisz - powiedział z uśmiechem do opartej o ścianę budynku blondynki i poszedł bliżej.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, młody - odparła kobieta zaciągając się fajką. - Byliśmy na dzisiaj umówieni? - Zapytała rzucając niedopałek na ziemię i niespiesznie go przydeptując.
- Nie.
- Więc co tu robisz? - dopytywała.
Michał objął ją w talii i patrząc jej prosto w oczy, wymruczał
- Tęskniłem, kurczaczku.
Zanim zdążyła zaprotestować, pochylił się i złożył na jej ustach mocny pocałunek.
- Jest środek dnia! - Fuknęła zirytowana, odrywając się od jego warg. - Nie masz nic innego do roboty, że nachodzisz mnie w pracy?!
- Nie bardzo - przyznał szczerze. - Na dwa dni przed zakończeniem roku szkolnego nikt już do szkoły nie chodzi, więc mnie też się nie chce.
- Zakończenie jest chyba w czerwcu nie?
- Nie dla maturzystów.
Zoya spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem.
- Ile ty masz lat?
- Osiemnaście.
Blondynka miała nadzieję, że się przesłyszała.
- Żartujesz?
- Nie - odpowiedział zdezorientowany chłopak.
- Kurwa mać! - zaklęła Wilczyńska - Wiedziałam, że jesteś gówniarzem, ale nie sądziłam, że aż takim!
- Jakie to ma znaczenie? Wiem, że jesteś starsza ode mnie, ale czy te pięć może siedem lat różnicy to aż taki problem?
W tym momencie zielonooka nie wiedziała już czy ma się śmiać czy płakać. Była w takim szoku, że ciężko jej było pozbierać myśli.
- Pięć lub siedem nie byłoby problemem - mruknęła. - Natomiast siedemnaście to już konkretna liczba, nie uważasz? - Dodała kpiąco.
- S.. Siedemnaście?! - Wydukał zszokowany nastolatek. - Masz trzydzieści pięć lat?!
- A ty myślałeś, że ile?
- Nie wiem. Dałbym ci najwyżej dwadzieścia pięć…
- No widzisz - westchnęła. - Za to ja byłam przekonana, że ty masz co najmniej dwadzieścia dwa. Sam rozumiesz, że w tej sytuacji nasza mała znajomość musi dobiec końca.
- Co?! Ale jak to?! Dlaczego?!- Zawył chłopak. - Nie obchodzi mnie to ile masz lat!
- Ale mnie obchodzi to, że ty nie masz nawet dwudziestu. To koniec, Michał.
I zanim zdążył zareagować, Zoya zniknęła za drzwiami warsztatu, starannie je za sobą zamykając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz