środa, 1 maja 2019

Małolat - Rozdział 11

Czuła się dziwnie. Kiedy wyszła z
łazienki, Michał siedział na łóżku i bawił się telefonem. Podczas, gdy ona brała prysznic, chłopak zdążył się ubrać i tak jak zapowiedział, cierpliwie czekał na jej powrót.

– Idź do salonu – powiedziała, wchodząc do sypialni. – Muszę się przebrać.
– Widziałem już twoje ciało – odparł
ciemnowłosy ze śmiechem. – A nawet dotykałem, pieściłem, całowałem i zbeszcześciłem.
Słysząc te słowa, Zoya zarumieniła się intensywnie
– Po prostu wyjdź – poprosiła cicho, odwracając wzrok.
– Jesteś urocza, kiedy się wstydzisz –
zamruczał z czułością, po czym wstał z materaca i opuścił pomieszczenie.
Wilczyńska nie rozumiała swojego zachowania. Do tej pory, to znaczy do czasu, aż usiłowała zakończyć tę znajomość, ich układ był dość jasny. Sama postawiła w nim granice, a niebieskooki się do niej dostosowywał. Miał ich łączyć czysty seks. Nic więcej. Później młokos dostał informację, że ta krótka przygoda dobiegła końca i jedyne co mu pozostało to pogodzić się z tą decyzją. Tymczasem Michał nie tylko wrócił, ale zaczął zmieniać reguły gry. Postawił się jej. Zadecydował, że zostanie, a ona po prostu się na to zgodziła. Czemu? Nie miała pojęcia. Pierwszy raz dostrzegła w nim stanowczego mężczyznę w sytuacji innej niż łóżkowa. Kompletnie nie wiedziała, jak powinna zareagować.
Chłopak był zupełnie spokojny. Reakcja kobiety utwierdziła go w przekonaniu, że kluczem do tego, by pozwoliła się do siebie zbliżyć jest pewność siebie i nie przyjmowanie odmowy. W przeciwieństwie do Zoyi, która nie rozumiała tak nagłej i nielogicznej zmiany w swoim zachowaniu, Michał zaczynał pojmować, że ona podobnie jak on sam, ma w sobie taką stronę osobowości, której wcześniej nie znała. Być może nigdy nikt nie próbował dostrzec w niej delikatnej i nieśmiałej dziewczyny? Ta urocza odmiana blondynki była dla niego tajemnicza i niedostępna, a przez to fascynująca i kusząca. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że chce ją z niej wydobyć i oglądać jak najczęściej. Miał ochotę się nią opiekować, by mogła przy nim rozkwitnąć, niczym przecudnej urody kwiat. Zrozumiał, że aby tego dokonać, sam musi pozwolić swojej długo uśpionej wersji, o której istnieniu dowiedział się właśnie dzięki Zoyi, wyjść na światło dzienne.
Nie minęło piętnaście minut, gdy złotowłosa opuściła sypialnię. Miała na sobie zwiewną, sięgającą do kostek, popielatą sukienkę bez ramiączek. Włosy ponownie zostawiła rozpuszczone.
Pod jej nieobecność, Michał rozsiadł się na kanapie
– Zrób nam kawy kochanie – powiedział łagodnie, gdy ujrzał ją wchodzącą do pokoju.
– Chyba za dużo sobie pozwalasz – fuknęła Zoya, krzyżując ręce na piersiach.
– Nie sądzę – odwiedzał wciąż spokojnym tonem. – W jednej trzeciej mleko i dwie łyżeczki cukru poproszę - dodał.
Znowu ją zaskoczył. Dlaczego nie była w stanie po prostu wyrzucić go z domu? Nie wiedząc czemu zgadza się na to wszystko, kobieta udała się do kuchni.
Niedługo później wróciła do pomieszczenia z dwoma kubkami wypełnionymi parującym napojem.
– Piękna kolekcja – powiedział ciemnowłosy wstając z kanapy i podchodząc do szafki ustawionej obok telewizora.
Jego wzrok spoczął na sporej ilości płyt DVD, pod którymi uginały się półki. Wszystkie pudełka były poukładane alfabetycznie.
– Dowiedziałem się o tobie kolejnych dwóch rzeczy – rzekł, uśmiechając się radośnie.
– To znaczy? – zapytała obojętnie zielonooka odstawiając trzymane przez siebie naczynia na niski, kawowy stolik ustawiony przed kanapą.
– Pijesz czarną kawę – odparł wskazując jeden z kubków – i lubisz bajki Disneya – dodał, wyciągając otwartą dłoń w stronę zbiorów filmowych.
– I co w związku z tym? – dopytywała chłodno, siadając na sofie.
– To, że mam dwa pytania – odparł i nie czekając na pozwolenie zadał pierwsze z nich – jaka to kawa?
– Mocna, bez cukru – rzekła zdawkowo, nie wiedząc czemu ma to służyć.
– Dziękuję za odpowiedź. Zapamiętam.
– A drugie?
W tym momencie Michał spoważniał i podszedł do Zoyi
– Płakałaś, jak umarł Mufasa? – spytał, mrużąc w skupieniu oczy i kucając tuż przed nią.
– Nie rozumiem sensu…
– Płakałaś?!
– Tak, płakałam! - prychnęła. – Po co ci ta informacja?
– Nie ufaj nikomu, kto nie płakał po śmierci Mufasy – oświadczył niebieskooki, szczerząc się głupkowato.
Słysząc jego słowa Zoya nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem.
– Głupek – podsumowała.
– Ej! – Oburzył się. – Trzeba mieć serce z kamienia, żeby nie płakać, jak ginie ojciec Simby! – bronił się.
– Mam rozumieć, że ty też uroniłeś łezkę? – zakpiła.
– Ryczałem jak opętany i jestem z tego dumny. – Michał wyprostował się i naprężył klate.
– A co z "Chłopaki nie płaczą"? - szydziła.
– Są sytuacje, w których prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się zapłakać!
– I scena śmierci w bajce dla dzieci należy do jednej z nich?
– Oczywiście!
Jego postawa tak bardzo rozbawiła blondynkę, że ze śmiechu nie mogła się uspokoić przez długie minuty.
– Słodko się śmiejesz – skomentował chłopak z zachwytem.
Zoya natychmiast umilkła, czerwieniąc się delikatnie.
– Jak już mówiłem – szepnął, pochylając się w jej stronę – jesteś urocza, gdy się wstydzisz.
Następnie musnął wargami jej usta. Uwielbiała ich smak. Od razu oddała pocałunek, lekko go pogłębiając.
– Może coś obejrzymy? – Zaproponował Michał odrywając się od niej i siadając obok na kanapie. – Który film lubisz najbardziej?
– Sama nie wiem – bąknęła pod nosem. – Dużo tego..
– Dla mnie najlepsze są postaci drugoplanowe.
– Co masz na myśli?
– Pomyśl – powiedział. – W każdej bajce Disneya są takie kreacje, dzięki którym animacja zapada w pamięć.
– Na przykład?
– Szurnięty szop Miko w "Pocahontas", pyskate gargulce w "Dzwonniku z Notre Dame" i…
– Inteligentny inaczej kurczak HeyHey w Vaianie? – dokończyła Zoya za niego.
– A tego nie widziałem, ale skoro polecasz, to chcę obejrzeć przychody kurczaka – oświadczył.
Niewiele myśląc wstał z kanapy i podszedł do szafki. Wybrał odpowiednią płytę, po czym włożył ją do odtwarzacza. Następnie wrócił na sofę i siadając ponownie, wyciągnął ramię i przygarnął do siebie zaskoczoną kobietę. Zrobił to jednak tak stanowczo i zdecydowanie, że nawet nie próbowała się opierać.
Podczas gdy Michał myślał tylko o tym, jak wspaniale jest spędzać czas z Zoyą na czynnościach tak prozaicznych jak picie kawy, ona nie była w stanie się skupić na oglądaniu. Miała taki mętlik w głowie, że nie potrafiła określić nawet tego, jakie uczucia jej towarzyszą. Z jednej strony denerwowały ją poczynania samozwańczego gościa, z drugiej zaś jego obecność była czymś zaskakująco miłym i kojącym.
Czuła oszałamiający zapach jego ciała, a śmiech, którym wybuchał przy każdej zabawniejszej scenie, wydawał jej się wyjątkowo melodyjny i dźwięczny. Przerażało ją to, jak dobrze się czuje będąc obejmowaną przez chłopaka. Jednak on nagle zapragnął zmienić pozycję i bezceremonialnie położył głowę na jej kolanach. Tego było dla Zoyi za wiele.
– Przeginasz – syknęła ze złością i spychając z siebie nastolatka uciekła do kuchni.
– Wybacz – szepnął idąc za nią i próbując ponownie ją przytulić.
– Twoja wizyta za bardzo się przedłużyła – warknęła w odpowiedzi, odpychając go od siebie.
Zawiedziony mężczyzna zrozumiał, że pozwolił sobie na za dużo jak na jeden raz. Bez słowa skierował swoje kroki do przedpokoju. Blondynka podążyła za nim, aby zamknąć drzwi do mieszkania, kiedy będzie wychodził.
Byli już w korytarzu, gdy dobiegły ich podniesione głosy po drugiej stronie wejścia.
– Wszystko zepsułeś! – marudził pierwszy z nich.
– Kostek… – szepnęła Zoya z przerażeniem w oczach.
– Kostek? – powtórzył Michał ze zdziwieniem.
– Mój syn – wyjaśniła.
– Syn? Masz syna?! – Niemal krzyknął.
– Co ja mu powiem… – Panikowała artystka, lekceważąc zszokowaną minę ciemnowłosego.
Na myślenie, a tym bardziej działanie nie było już czasu. W następnej sekundzie usłyszeli chrobotanie klucza w zamku i w progu stanął Kostek w towarzystwie Dominika. Obydwaj mieli mocno zdziwione miny widząc trzydziestopięciolatkę i stojącego obok niej nieznanego nastolatka. Zapadła cisza. Nagle atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można było kroić ją siekierą. Ku przerażeniu Zoyi, Michał odezwał się jako pierwszy
– Jeszcze raz przepraszam za najście – powiedział, odwracając się przodem do artystki – przekażę mamie, że opłaty za zajęcia mają być dokonywane przelewem – dodał mrugając do niej porozumiewawczo.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, niebieskooki wyminął jej syna i opuścił mieszkanie.
– Kto to był? – zapytał Kostek, uważnie przyglądając się matce.
– Jego siostra chodzi na moje warsztaty – odpowiedziała, siląc się na spokój. – Matka go przysłała z pieniędzmi.
– Aha – mruknął piętnastolatek. – A od kiedy pijesz dwie kawy na raz, w tym jedną z mlekiem? – dopytywał, wchodząc do salonu i spoglądając na stolik przy kanapie.
– Miałeś wrócić wieczorem – wypaliła kobieta, szybko zmieniając temat i błyskawicznie chwytając kubki, wyniosła je do zlewu.
– Miałem – burknął blondyn. – Ale przez tego debila – tu wskazał na Dominika – musieliśmy się zwinąć szybciej.
– Ten kretyn Seba musiał usłyszeć kilka dosadnych słów! – bronił się brunet.
– Zwyzywałeś go tylko dlatego, że chciał mnie poczęstować piwem!
– Zwyzywałem go dlatego, że nie rozumiał twojej grzecznej odmowy i prawie siłą wlał ci je do gardła!
– Czekajcie, co takiego?! – krzyknęła Wilczyńska przerywając ich wymianę zdań.
– Sytuacja opanowana pani mamo Kostka. – Próbował złagodzić Dominik.
– Ta! – Wściekał się zielonooki – Bo dzięki tobie Sebastian nigdzie mnie już nie zaprosi!
– I bardzo dobrze! – warknął ciemnooki.
– A spadaj! – syknął Kostek i rozjuszony niczym wściekły kot, uciekł do swojego pokoju z impetem trzaskając drzwiami.
– Przejdzie mu – mruknęła Zoya.
– Tak, wiem – odparł przyjaciel jedynaka, uśmiechając się krzywo. – Do widzenia – dodał i wycofał się w stronę wyjścia.
– Małolaty wpędzą mnie do grobu – jęknęła Wilczyńska opadając bez sił na krzesło.
W tej chwili miała na myśli nie tylko swoje dziecko, jego znajomych i przyjaciela.
Nadmiar wrażeń sprawił, iż do samego wieczora głowa pękała jej niemiłosiernie. A to był dopiero początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz