wtorek, 7 maja 2019

Małolat – Rozdział 15

– Zośka! – Niska, czarnowłosa kobieta wtuliła się w Wilczyńską z taką siłą, że mało brakowało, a obie by upadły.

– Bożenka – szepnęła artystka ze wzruszeniem, całując policzek przyjaciółki na powitanie.
– Bożka, odsuń się od niej i daj mi szansę również się przywitać – powiedziała wysoka, niebieskooka brunetka, stając w progu.
– Kaczor! – ucieszyła się Zoya, rzucając się drugiej kobiecie na szyję.
– Witaj, Zofijo – odparła z łagodnym uśmiechem. – Co słychać?
– Na rozmowy będziemy miały cały weekend – rzekła blondynka. – Narazie chodźcie do salonu. Nie będziemy przecież stać w przedpokoju. Tak się cieszę, że znowu was widzę – dodała z radością, prowadząc koleżanki w głąb mieszkania.
Były jej najlepszymi przyjaciółkami z czasów studenckich. Pomimo tego, iż los rozrzucił je po kraju, wszystkie trzy dokładały wszelkich starań, by nie stracić ze sobą kontaktu. W tym celu, raz do roku, w połowie maja organizowały spotkanie. Za każdym razem odbywało się ono w mieście jednej z nich. Tak się złożyło, że tym razem gospodarzem "zlotu czarownic" była Zoya, zwana pieszczotliwie przez pozostałe dziewczyny Zośką.
– Co zrobiłaś z Kostkiem? – zapytała ciemnowłosa, rozglądając się po mieszkaniu.
Bożena Kowal była jeszcze mniejsza niż ceramiczka. Jej delikatna, wręcz filigranowa budowa ciała sprawiała, że pomimo upływu lat wciąż wyglądała jak nastolatka. Jej wiek zdradzały jedynie pojedyncze pasma siwych włosów i delikatne zmarszczki wokół ust i piwnych oczu. Wrażenie, iż jest drobną kobietką, potrzebującą nieustannej opieki, było jednak złudne. Bożka miała silny charakter i pomimo tego, że po wielu latach przyjaźni w końcu wyszła za swojego obecnego męża, wciąż deklarowała, że facet nie będzie nią rządził. Nieustannie wierzyła w to, że Bóg jest kobietą, a światem rządzą feministki. Swoimi skrajnymi poglądami i zaciętością, nieraz doprowadzała Zoyę do szału. Wiele je różniło i jeszcze więcej łączyło.
– Dzięki waszej wizycie zniosłam mu szlaban, więc cały szczęśliwy wyprowadził się do przyjaciela – wyjaśniła trzydziestopięciolatka. – Stwierdził, że jego delikatna psychika nie udźwignie kolejnych dwóch bab i wróci dopiero w niedzielę, jak już pojedziecie – dodała ze śmiechem.
Na początku wcale nie chciała się na to zgodzić. Pokój Kostka był jej potrzebny na nocleg jednej z kobiet, a chłopak miał spać na materacu w jej sypialni. Po długim namawianiu udało mu się jednak przekonać matkę, żeby pozwoliła mu spędzić weekend u Dominika, którego rodzice nie mieli nic przeciwko takiemu rozwiązaniu.
– Zamawiam kanapę – zawołała brunetka, przeczesując palcami swoje długie, kręcone pasma.
Paulina Kaczorowska, zwana Kaczorem, była piękną kobietą sukcesu, która w życiu kierowała się rozsądkiem. Jako znana pani architekt wnętrz nie miała czasu na takie bzdety jak małżeństwo czy rodzicielstwo. Cechowało ją jednak dobre serce i była lojalną przyjaciółką, na której zawsze można było polegać. To ona zawsze godziła Zoyę i Bożenę, które regularnie się ze sobą sprzeczały.
– Zatem Bożka znowu śpi na łóżku Kostka – stwierdziła blondynka. – Już zmieniłam dla ciebie pościel.
– W porządku – odparła. – Nie przeszkadza mi to.
– Kawy? – zaproponowała Wilczyńska, gdy kobiety usiadły w salonie.
– Jest piątkowy wieczór – zauważyła Paulina, patrząc na nią z politowaniem.
– Herbaty? – poprawiła się zielonooka.
– Wina! – zawołały jednocześnie jej koleżanki wybuchając śmiechem.
Dwie godziny i trzy butelki trunku później wszystkie trzy chichotały nieprzerwanie wymieniając ploteczki, obgadując dawnych znajomych i wspominając wspólne, beztroskie lata spędzone na ASP.
– To były czasy – westchnęła Zoya, przeciągając się leniwie.
Znajdowała się na dywanie, tuż przy stoliku kawowym, obserwując przyjaciółki siedzące na kanapie obok.
– Uwierzycie, że to już dziesięć lat?! – miauknęła z żalem Bożena.
– A my nadal takie piękne i młode – dodała Paulina z rozbawieniem.
– Alkohol nas konserwuje – zaśmiała się Wilczyńska.
– Nie jeden małolat jeszcze by na nas poleciał – powiedziała Kowal.
W tym momencie Wilczyńska zakrztusiła się winem, którego ostatnie łyki właśnie spijała z kieliszka.
Paulina i Bożena wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
– Przestań – odezwała się brunetka. – Która kobieta w naszym wieku chciałaby związku z jakimś gówniarzem?
– Kto mówi o związku? – zapytała blondynka, zanim zdążyła ugryźć się w język.
– Dobra Zośka, gadaj – rzekła Kaczorowska, celując w nią palcem wskazującym. – I nawet nie próbuj wciskać nam jakiejś ciemnoty.
– Właśnie – poparła ją Bożena. – Za długo i za dobrze cię znamy, żeby nie widzieć, że coś jest na rzeczy.
Czując, że nie ma wyboru, Zoya wzięła głęboki oddech i nie kryjąc nawet najbardziej pikantnych szczegółów opowiedziała koleżankom o wszystkim, co w ostatnim czasie wydarzyło się pomiędzy nią, a Michałem. Wbrew jej obawom, przyjaciółki nie były ani zbulwersowane, ani oburzone.
– Łał! – zawołała ciemnowłosa, nie kryjąc ekscytacji. – Jakim cudem taki młody chłopak może być tak dobry w łóżku?
– Nie mam pojęcia – przyznała zielonooka. – Ale niejeden trzydziestolatek mógłby się od niego uczyć.
– Tylko się nie zakochaj – ostrzegła Paulina, nie odrywając badawczego spojrzenia od artystki.
– Daj spokój. – Wilczyńska obojętnie machnęła ręką. – Poza świetnym seksem Michał nie ma nic do zaoferowania. Dzieli nas dosłownie wszystko.
– Za to łączy zwierzęce pożądanie – skwitowała Bożena, zabawnie poruszając brwiami.
– To trochę okrutne z twojej strony, nie uważasz? – zauważyła niebieskooka. – Pomyślałaś o tym, co będzie jeśli on się zaangażuje?
– On wie, jaki mamy układ i że nic poza seksem z tego nie będzie. – Zoya wzruszyła ramionami. – Poza tym pamiętasz, jak to jest w tym wieku? Zauroczenia szybko mijają, a każda kolejna miłość zdaje się być tą prawdziwą. On z pewnością też nie wyobraża sobie stworzenia związku z kobietą znacznie starszą od siebie. Rola mojej zabawki całkowicie mu odpowiada.
Co do tego ostatniego Wilczyńska nie miała żadnej pewności, ale niewiele ją to obchodziło. Zdążyła wyprzeć ze swojego umysłu uczucie spokoju i radości, jakie jeszcze niedawno towarzyszyło jej na małej, ukrytej polance w parku. Nie pamiętała już jak dobrze było przebywać w towarzystwie Michała, i że nie miało to nic wspólnego z instynktem, który był ponoć jedyną rzeczą łączącą ją z chłopakiem.
– Jakie mamy na jutro plany? – zapytała Bożena, wyrywając ceramiczkę z zamyślenia.
– Co powiecie na pójście wieczorem w miasto jak za starych, dobrych czasów? – zaproponowała ceramiczka. – Tak dawno nigdzie nie byłam!
– Czy my nie jesteśmy za stare na całonocny rejs po klubach? – wyraziła wątpliwość Paulina.
– Zdaje mi się, iż to ty stwierdziłaś, że wciąż jesteśmy piękne i młode – przypomniała jej ciemnowłosa.
– Nie aż tak młode – burknęła architektka.
– Zatem postanowione! – zawołała blondynka, świadomie ignorując wątpliwości przyjaciółki. – Jutro po śniadaniu idziemy na ciuchowe zakupy, a wieczorem miasto będzie nasze!
– Niech ci będzie – westchnęła Paulina, uśmiechając się pobłażliwe. – Matki! Chowajcie swoich synów, nadchodzimy!
Zanim wybiła północ zdążyły opróżnić jeszcze jedną butelkę wina, a następnie udały się na spoczynek.
Poranek (o ile przebudzenie około południa można jeszcze tak nazwać) upłynął im pod znakiem delikatnego kaca i cudownie łagodzącej go, aromatycznej kawy. Talenty kulinarne Zoyi pozwalały jej ugościć koleżanki jedynie kanapkami na śniadanie. Na szczęście nie miały one nic przeciwko temu.
Po dwóch godzinach od zakończenia posiłku, kobiety opuściły kamienicę przy rynku i udały się na zakupy. Ostatecznie czy istnieje lepszy pretekst do nabycia nowej sukienki i pasujących do niej butów niż wyjście do klubu? W doskonałych nastrojach zjadły obiad w restauracji i wróciły do domu Zoyi. Wyszykowanie trzech bab do wieczornego wyjścia wymagało tak samo cierpliwości, jak i czasu.
Wilczyńska nigdy nie należała do kobiet mocno podkreślających swoją płeć. Na codzień nie malowała się prawie wcale, a w doborze ubrań kierowała się raczej wygodą oraz funkcjonalnością niż stylem i modą. Jednak nawet ona lubiła od czasu do czasu "zrobić się na bóstwo". Przyjazd Pauliny i Bożeny oraz ich wypad na miasto były ku temu idealną okazją.
Kiedy wreszcie udało się jej zająć łazienkę, wzięła szybki prysznic i za pomocą lokówki ułożyła włosy w luźne fale, opadające złotą kaskadą na plecy. Następnie wykonała niezbyt mocny makijaż oka, który uzupełniła idealnie pasującą do jej pełnych ust krwiście czerwoną szminką. po czym udała się do sypialni. Wyciągnęła z szuflady zestaw koronkowej bielizny oraz ciemne pończochy samonośne. Po założeniu ich przyszedł czas na jej najnowszy nabytek. Czarna, obcisła, ołówkowa sukienka była prosta i bardzo elegancka. W idealny sposób podkreślała apetyczne krągłości oraz perfekcyjne wcięcie w talii Zoyi. Do tego kobieta założyła niebotycznie wysokie szpilki w kolorze wściekłej fuksji, które wraz z niewielką torebką w podobnej tonacji rozjaśniały całą tą mroczną kreację. Na koniec spryskała się delikatnie ulubionymi perfumami i rzucając szybkie, oceniające spojrzenie swojemu odbiciu w lustrze uznała, że prezentuje się całkiem dobrze.
Gdy wyszła z pokoju, zachwycone piski koleżanek tylko ją w tym utwierdziły.
Niedługo potem, około godziny dziewiętnastej cały skład "zlotu czarownic" wyruszył na podbój miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz