piątek, 10 maja 2019

Małolat – Rozdział 17

Pomimo tego, że do oficjalnego
rozpoczęcia lata wciąż pozostawało trochę czasu, majowy wieczór był zadziwiająco ciepły. Jednak Zoya trzęsła się niczym liść na wietrze. Chłód, który wywoływał na jej ciele gęsią skórkę, zdawał się pochodzić z wnętrza. Wypełzać z serca i zamrażać krew w żyłach.
Minęło dobre kilkanaście minut, odkąd Michał zniknął z pola jej widzenia, lecz to, co powiedział, wciąż dźwięczało w uszach kobiety. Stała pod ścianą klubu, intensywnie wpatrując się w stronę, w którą jeszcze nie tak dawno udał się osiemnastolatek. Na co liczyła? Sama nie wiedziała. Może łudziła się, iż ciemnowłosy pożałuje swoich ostrych słów i wróci za chwilę, na kolanach błagając ją o przebaczenie? Nawet nie zauważyła, że z papierosa, którego trzymała między palcami, pozostał już tylko smętnie tlący się niedopałek. Mijały kolejne minuty, a blondynka nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Nagle ochota na tańce i zabawę do białego rana ulotniła się z niej i artystka zapragnęła wrócić do domu. Nie mogła tego zrobić. W lokalu czekały na nią przyjaciółki, a ona nie chcąc tłumaczyć im całego zajścia, musiała się pozbierać i wejść do środka jak gdyby nigdy nic. Wiedziała również, że Paulina nie da jej żyć. Wysłuchanie kazania brunetki na temat tego, iż miała rację co do uczuć nastolatka, było ostatnią rzeczą, której w tej chwili pragnęła. Mając to na uwadze, Zoya wzięła kilka większych wdechów i przywołując na twarz sztuczny uśmiech, udała się z powrotem do klubu.
– Zośka! Gdzieś ty była? Kto to był i co to za akcja na parkiecie? – dopytywały koleżanki, przekrzykując muzykę, gdy tylko zjawiła się w loży.
Wilczyńska rzuciła im krótkie sprostowanie, że nie zna gówniarza, który chyba za dużo wypił i zrobił jej wstyd w środku imprezy. A wyszła, bo miała ochotę zapalić.
– Skoczę po drinki – dodała na koniec swojego monologu i zniknęła w tłumie.
Jeśli sądziła, że całe morze alkoholu i towarzystwo śliniących się do niej facetów pomoże jej zapomnieć o całej sytuacji z Michałem, to miała rację. Nie pozwalając sobie na rozpamiętywanie tego, co od niego usłyszała, Zoya bawiła się tak długo, aż zmęczone przyjaciółki zażądały powrotu do jej mieszkania. Była czwarta nad ranem, gdy pijana jak mały samochodzik artystka przyłożyła głowę do poduszki, a raczej padła na łóżko w pełnym ubiorze oraz makijażu, nie ściągając nawet butów i natychmiast zasnęła.
Obudziły ją głosy dochodzące z mieszkania. Z trudem otworzyła oczy. Czując pulsujący ból w głowie, drapiącą suchość w gardle i odrażający posmak przetrawionego alkoholu oraz za dużej ilości wypalonych papierosów w ustach, podniosła się z legowiska.
– Patrzcie, kto się obudził – zaśmiała się Bożena, gdy blondynka zjawiła się w kuchni. – Zabalowałaś, jakbyś znowu miała osiemnaście lat.
– Za to teraz czuję się, jakbym miała osiemdziesiąt – wystękała zielonooka, siadając przy stole.
Spojrzała na zegarek znajdujący się na ścianie. Była dopiero dziesiąta rano.
– Wcale się nie dziwię – rzekła Paulina z uśmiechem, stawiając przed kobietą kubek z kawą. – Gdybyśmy cię z Bożką nie wyciągnęły, to zapewne dalej szalałabyś w klubie.
– Było cudownie – westchnęła ciemnowłosa. – Koniecznie musimy to powtórzyć.
– Rozumiem, że zapraszasz, skoro za rok widzimy się u ciebie? – zapytała Kaczorowska, zajmując miejsce przy stole obok Zoyi.
– Pewnie – odparła Kowal.
Ponieważ żadna z nich nie miała ochoty stać przy garach szykując śniadanie, a opcja ponownego raczenia się kanapkami zupełnie im nie odpowiadała, zdecydowały się zjeść posiłek w pobliskiej restauracji znajdującej się na rynku. Mocna kawa postawiła ceramiczkę na nogi przynajmniej na tyle, że ta zdołała wziąć prysznic i doprowadzić się do jako takiego stanu używalności.
Jakiś czas później, około godziny czternastej, Wilczyńska odprowadziła koleżanki na pociąg. Jak zwykle obiecały sobie, że będą w stałym kontakcie i roniąc łzy wzruszenia, rozstały się na kolejny, długi rok, powracając do swoich codziennych spraw.
Niestety, wysokoprocentowe trunki, którymi Zoya raczyła się przez całą noc, nie były w stanie trwale wyczyścić jej pamięci. Gdy tylko Wilczyńska została sama ze swoimi myślami, wydarzenia mające miejsce poprzedniego wieczoru wróciły do niej ze zdwojoną siłą. Miała świadomość tego, że swoim postępowaniem zraniła Michała. Niezależnie od tego, jak bardzo się wzbraniała, wiedziała, że chłopak miał rację. Potraktowała go jak przedmiot pozbawiony potrzeb i uczuć. Kompletnie nie liczyła się z jego emocjami. Czuła się z tym bardzo źle. Nigdy nie podejrzewała samej siebie o takie wyrachowanie i dopiero smutek w pięknych oczach Krzemińskiego otrzeźwił ją na tyle, by zrozumiała, że on na to nie zasługiwał.
Z całych sił próbowała wyprzeć narastające w niej poczucie winy.
W nie najlepszym nastroju dotarła do mieszkania. Zapewniła sobie butelkę wody w zasięgu ręki i ułożyła się wygodnie na kanapie w salonie. Włączyła telewizor, lecz niepotrzebnie, gdyż niedługo później zasnęła.
Zbudziła się dopiero wieczorem, słysząc w pobliżu głos Kostka
– Widzę, że "zlot czarownic" był niezwykle udany – powiedział kpiąco.
– Po czym wnosisz? – zapytała smętnie, otwierając jedno oko.
– Bo zdychasz. – Zauważył.
– Nie znasz się – burknęła. – To jest performens pod tytułem "Stara kobieta i ocean alkoholu".
– Czyli, że jesteś dziełem sztuki? – prychnął nastolatek.
– To chyba oczywiste – zaśmiała się gorzko. – A jak tobie minął weekend? – Zoya zmieniła temat.
– Luzik. – Kostek wzruszył ramionami. – Byłoby idealnie, gdyby Dominik nie dostawał piany z ust za każdym razem, gdy słyszy imię Sebastiana.
– Zdaje mi się, że zabroniłam ci się zadawać z tym bucem – mruknęła blondynka, podnosząc się do siadu.
– No wiem – westchnął piętnastolatek. – Ale widuję go w szkole. Tak jakoś zacząłem o nim gadać z Dominikiem i wtedy mu odbiło. Coraz mniej go ogarniam.
– Więc może nie wspominaj przy nim o Sebastianie? – zaproponowała.
– Na to bym nie wpadł – sarknął Kostek.
– Też się cieszę, że mnie masz. – wyszczerzyła się zielonooka.
– Dawno nic razem nie oglądaliśmy – powiedział chłopak, wskazując palcem na półki z filmami Disneya. – Co ty na to?
– Och to słodkie, że chcesz posiedzieć z mamusią.
– Roszpunka czy Mulan? – spytał, ignorując uwagę matki.
– Sam coś wybierz.
Obejrzeli więc najpierw pierwszą propozycję, a potem drugą, chociaż żadne z nich tak naprawdę nie skupiało swojej uwagi na ekranie telewizora. Siedzieli w milczeniu, zatopieni we własnych rozważaniach.
– Myślisz, że byłbym ładną dziewczynką? – zapytał Kostek znienacka, przerywając panującą pomiędzy nimi ciszę.
– Przecież jesteś – odparła Zoya.
– Twierdzisz, że nie jestem męski? – żachnął się nastolatek, udając oburzenie.
– Powiedział Kostek, który jeszcze pięć lat temu marzył o karierze primabaleriny – prychnęła trzydziestopięciolatka.
– Tylko dlatego, że pięknie mi w różowym!
– Drążymy dalej temat, czy masz już odpowiedź na swoje pytanie?
– Punkt dla ciebie, mamo – mruknął. – Ale patrząc na ciebie, byłbym śliczną dziewczynką. W końcu wszyscy mówią, że jesteśmy podobni.
– Kieszonkowe już dostałeś, więc możesz skończyć się podlizywać.
– Moja piękna matko, jak możesz? – Teatralnie chwycił się za pierś.
– Czyli nie chodzi o kasę – stwierdziła. – W takim razie o pozwolenie na wyjście. Gdzie tym razem?
– Do Dominika – przyznał się. – W piątek wieczorem. Na noc. Mogę?
– Jak odrobisz lekcje i posprzątasz pokój. Masz na to pięć dni, więc jest szansa, że zdążysz go odgruzować.
– Przecież dopiero co sprzątałem na przyjazd twoich koleżanek!
– Jest niedziela. Naprawdę uważasz, że już jutro nie będzie tam istnego armagedonu? – sarknęła.
– Dwa zero dla ciebie – westchnął Kostek.
Gdy bajki dobiegły końca, rozeszli się do swoich pokoi. Z jakiegoś powodu każde z nich z niechęcią pochodziło do nowego tygodnia. Na szczęście sen szybko ich zmorzył, niosąc ukojenie i odpoczynek od natrętnych myśli, które miały powrócić dopiero nad ranem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz