czwartek, 9 maja 2019

Małolat – Rozdział 16

Czas egzaminów dojrzałości
wymagał od Michała wyjątkowego skupienia. Pomimo dominującej tęsknoty, która nieustannie mu towarzyszyła, chłopak musiał zrezygnować z uganiania się za Zoyą i zrobić wszystko, co w jego mocy, by uzyskać jak najwięcej punktów. Ukończył liceum ze średnią powyżej czterech, co pozwalało mu wierzyć, że przy odpowiednio wysokich wynikach testów maturalnych dostanie się na wymarzone studia.
Od dziecka wiedział, że chce związać swoją przyszłość z muzyką. Z biegiem lat to pragnienie wzrosło i umocniło się w nim na tyle, że jako maturzysta zdecydował się zdawać na kierunek reżyserii dźwięku. W tym celu musiał napisać maturę nie tylko z przedmiotów podstawowych, takich jak język polski, angielski czy matematyka. Najwyżej punktowana przy rekrutacji na uczelnię była fizyka, która sprawiła mu najwięcej trudności i do której przez cały rok szkolny bardzo się przykładał.
Była połowa maja, co oznaczało, że część pisemna dobiegła końca. Do zaliczenia pozostawały jeszcze egzaminy ustne, a później już tylko nerwowe oczekiwanie na wyniki. Dla Michała najważniejsze było to, że najcięższe dni miał za sobą. Rozwiązując zadania z matematyki i fizyki dał z siebie wszystko. Teraz mógł jedynie mieć nadzieję, że to wystarczy, aby z początkiem nowego roku akademickiego stać się jednym ze studentów.
Teraz nic już nie było przeszkód, aby zobaczyć się z Zoyą. Minęły niemal dwa tygodnie, gdy widział ją po raz ostatni i strasznie mu jej brakowało. Odkąd wiedział o istnieniu Kostka, nie mógł tak po prostu zjawić się w ich mieszkaniu. Dodatkowo z nieznanego mu powodu "Porcelanowy Wilk" w piątki był zwykle zamknięty, więc opcja spotkania w pracowni również odpadała. Musiał zatem uzbroić się w cierpliwość i wytrzymać do poniedziałku. Właśnie leżał na łóżku, jak zwykle kierując swoje narzekania do znudzonego chomiczym żywotem Kluska, kiedy zadzwonił telefon.
– Krzemyk, słuchaj, jest sprawa. – Usłyszał głos przyjaciela, odbierając połączenie. – Idziesz ze mną na imprezę.
– Po pierwsze: Siema Krzychu – prychnął ciemnowłosy. – Po drugie: Przecież wiesz, że nie przepadam za klubami i ogólnie miejscami, gdzie jest dużo ludzi.
– Wiem, wiem – westchnął Ziółkiewicz. – Ale dawno nie byłem na żadnej zabawie, a dzisiaj mam wyjątkowo wolne w robocie i mnie nosi. Błagam, chodź ze mną.
W przeciwieństwie do przyjaciela, Krzysiek nie miał konkretnych planów. W jego przypadku sam fakt, że ukończył szkołę średnią był godny podziwu. Do matury podszedł tylko dlatego, że takie oczekiwania mieli jego rodzice. Jej wyniki nie miały jednak dla niego znaczenia, gdyż nie zamierzał się dalej kształcić. Podobnie jak Michał, chciał tworzyć muzykę, lecz należał do tych młodych ludzi, którzy uparcie twierdzili, że posiadanie dobrze zaliczonej matury nie jest im potrzebne do realizacji marzeń. Zależało mu na tym, by jak najszybciej iść do pracy i zacząć się samodzielnie utrzymywać. Gdy tylko skończył osiemnaście lat, zatrudnił się w jednym z miejscowych klubów jako barman. Pieniądze, które zarabiał na tej weekendowej robocie, skrupulatnie odkładał, aby wkrótce móc uniezależnić się od matki i ojca.
– Ja nie tańczę. – Michał próbował się wymigać.
– Nie będziesz musiał, obiecuję – zarzekał się szatyn. – To jak?
– Niech ci będzie – westchnął niebieskooki z rezygnacją. – Ale jak będę miał dość to wracam do domu choćbyś nie wiem co robił.
– Zgoda! – zawołał Krzysiek. – Spotkamy się w klubie około dwudziestej pierwszej. – Po czym się rozłączył.
Ustalanie szczegółów było zbędne. Szatyn mógł mieć na myśli tylko jeden lokal – ten, w którym pracował.
Krzemiński spojrzał na zegarek. Do spotkania z kumplem pozostawała godzina, więc ciemnowłosy niechętnie zwlekł się z łóżka i powoli podszedł do komody z ubraniami. Nie zależało mu na tym, by wyglądać wyjątkowo dobrze. W końcu szedł tam tylko i wyłącznie na prośbę przyjaciela. Nie miał zamiaru nie wiadomo jak się stroić. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że Ziółkiewicz lubił spędzać takie imprezy na podrywaniu panienek, które zwracały uwagę przede wszystkim na wygląd. Jeśli Michał będzie je odstraszał byle jakim odzieniem, chłopak nie da mu żyć. Nie miał ochoty na poznawanie nowych dziewczyn. Jego serce było już zajęte. Po krótkim namyśle zdecydował się na ciemne dżinsy i czarną koszulkę. W tym stroju prezentował się na tyle dobrze, by nie odstawać od reszty klubowiczów i to mu wystarczało. Chwycił telefon, portfel zawierający resztę kieszonkowego i klucze, po czym opuścił mieszkanie. Mógł sobie pozwolić na takie wyjście, ponieważ jego mama przebywała właśnie na urlopie i nie musiał zostawać w domu, aby zająć się siostrą.
Klub, do którego zmierzał, był jednym z najmodniejszych w mieście. Na szczęście znajdował się w centrum, do którego Michał nie miał daleko. Po dwudziestu minutach spaceru osiemnastolatek stanął pod lokalem i biorąc głęboki wdech, by opanować swoją niechęć, przekroczył próg.
Pomimo dość wczesnej godziny (tego typu imprezy rozkręcały się zazwyczaj znacznie później), wnętrze dyskoteki było pełne ludzi. Widocznie większość tegorocznych maturzystów również uznała, że potrzebuje nieco się wyluzować. Zaduch i półmrok, rozświetlany jaskrawo świecącymi reflektorami sprawiały, że Krzemiński miał ochotę odwrócić się na pięcie i czym prędzej wrócić do domu. Jego nastawienia wcale nie poprawiała dudniąca w uszach, przesycona basem muzyka. Ciemnowłosy rzadko tu bywał. Nienawidził takich miejsc. Od czasu do czasu jednak dawał się namówić przyjacielowi, dla którego zabawa do białego rana była ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu. Może dlatego zdecydował się na pracę w tym miejscu. Wymijając kolejne osoby, Michał podszedł do baru. Od razu zauważył uśmiechniętego szatyna, który z piwem w ręku, opierając się plecami o ladę, obserwował tańczących ludzi.
– Siema! – krzyknął niebieskooki, podając kumplowi dłoń na powitanie.
Krzysiek uścisnął jego rękę, nie odrywając wzroku od parkietu.
– Co ty tam widzisz? – zapytał Krzemiński, pochylając się w stronę Ziółkiewicza i usiłując przekrzyczeć panujący w klubie hałas.
– Ją. – Szatyn wyciągnął palec przed siebie.
Osiemnastolatek podążył wzrokiem we wskazanym kierunku i marszcząc brwi przyglądał się niskiej blondynce znajdującej się w nieznacznej odległości od nich.
Na początku jej nie poznał. Być może dlatego, że nigdy wcześniej nie widział jej w takim wydaniu. Obcisła sukienka idealnie eksponowała zaokrąglone pośladki i pełny biust. W tym stroju wąska talia artystki zdawała się być jeszcze szczuplejsza, a wysokie obcasy podkreślały zgrabność łydek. Zrozumienie przyszło dopiero po chwili.
Zoya – pomyślał, czując jak jego serce zaczyna bić z zawrotną szybkością.
Chciał natychmiast do niej podejść, jednak się powstrzymał. Oczarowany jej ciałem i tym, jak porusza nim w tańcu, stał jak posąg, sycąc oczy widokiem.
Sprawiała wrażenie osoby, która niesiona muzyką w ogóle nie zwraca uwagi na otoczenie. Doskonale wczuwała się w rytm, jakby była jego częścią. Jej gesty były płynne i dopasowane do tempa szybkiej piosenki granej przez DJ'a.
W następnej chwili Michał poczuł się tak, jakby ktoś oblał jego głowę kubłem zimnej wody. Zaciskając szczęki ze złości patrzył, jak do Zoyi podchodzi od tyłu jakiś mężczyzna i bezceremonialnie kładzie ręce na biodrach artystki, a następnie przykleja się do jej pleców i dopasowuje do ruchów ciała. Ku rozpaczy chłopaka, kobieta położyła swoje dłonie na tych należących do faceta i ocierając się o niego, kontynuowała taniec z uśmiechem na ustach.
Słowa, które w następnej chwili wypowiedział jego przyjaciel wcale nie poprawiły sytuacji
– Przyszedłem tu pół godziny przed tobą – powiedział szatyn. – To już trzeci gość, z którym tańczy tak od tej pory. Myślisz, że mam u niej jakieś szanse?
Tego było już za wiele. Krzemiński obdarzył kolegę takim spojrzeniem, że ten natychmiast zamilkł, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Osiemnastolatek ruszył energicznie w stronę pary na parkiecie. Gdy znalazł się na przeciwko zaskoczonej jego widokiem Zoyi chwycił jej rękę, brutalnie wyszarpując ją z objęć mężczyzny i stanął pomiędzy nimi.
– Łapy przy sobie – warknął agresywnie w stronę gościa. – To jest moja kobieta!
Nieznajomy uniósł ręce w geście poddania i wzruszając ramionami, zniknął w tłumie.
Michał obrócił się w stronę blondynki, której mina wyrażała zdenerwowanie i zniesmaczenie jego zachowaniem.
– Co ty sobie wyobrażasz, młody?! – wrzasnęła wściekle, po czym nie czekając na jego odpowiedź, udała się do pobliskiego stolika.
– Zaraz wracam – rzuciła w stronę siedzących w loży koleżanek.
Chwyciła leżącą na krześle torebkę, po czym opuściła klub.
Gdy tylko znalazła się na zewnątrz, wyciągnęła z niej papierosa wraz z zapalniczką i próbując się uspokoić, odpaliła fajkę. Nie zdążyła nawet porządnie się zaciągnąć, kiedy drzwi lokalu otworzyły się z impetem.
Krzemiński ogarnął wzrokiem chodnik, wyraźnie czegoś szukając, a gdy zobaczył kobietę pod ścianą, od razu ruszył w jej stronę.
– Co to miało być?! – krzyknęła Zoya do zbliżającego się chłopaka. – Popierdoliło cię, gówniarzu?!
– Przepraszam – wyjąkał, przestraszony jej wściekłością. – Myślałem…
– Myślałeś?! – przerwała mu. – Problem polega na tym, że ty chyba w ogóle nie myślisz! Za kogo się uważasz? Chyba ci się coś pomyliło! Uświadom sobie wreszcie, że nigdy nie byłam i nie będę twoja! Łączy nas dobra zabawa i nic więcej!
– Tym właśnie dla ciebie jestem? – warknął ciemnowłosy, czując jak smutek ustępuje miejsca złości. – Zabawką do łóżka? Napalonym małolatem bez uczuć?! Kimś kogo możesz wykorzystać, a później rzucić w kąt jak zużytą chusteczkę?!
– Słuchaj, ty… – zaczęła, lecz nie było jej dane dokończyć.
– Nie. Teraz, to ty mnie posłuchaj – syknął osiemnastolatek, zmniejszając dystans między nimi i pochylając się w stronę twarzy kobiety. – Mam już serdecznie dość tych podchodów. Uważania na to, co powinien robić, a czego nie. Zastanawiania się, czy dzisiaj mogę cię pocałować, czy oberwę za to w policzek. Domyślania się, gdzie jest granica twojej tolerancji na czułość i co się stanie, jeśli ją przekroczę.
Wilczyńska nie odpowiedziała. Zszokowana wpatrywała się w jego oczy, w których jeszcze nigdy nie widziała takiej złości.
– Zwracasz na mnie uwagę tylko wtedy, gdy dobieram się do twoich majtek – ciągnął dalej. – Nie interesuje cię nic poza zaspokojeniem żądzy, a ja wbrew temu, co sobie wyobrażasz, też mam uczucia i potrzeby znacznie większe niż szybki seks od czasu do czasu. Chciałem być dla ciebie dobry, pokazać ci jak troskliwy i opiekuńczy jestem. Jak bardzo zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa, ale nigdy tego nie zrobiłem w obawie, że mnie za to porzucisz. W końcu jedyne momenty w naszej znajomości, w których nie traktowałaś mnie jak upierdliwego bachora miały miejsce wtedy, gdy robiłem z tobą co chciałem, nie pytając o zdanie.
– W takim razie, po co się męczysz? – zapytała, uśmiechając się z przekąsem.
– Tak ciężko jest się domyślić, że robię to, bo cię kurwa kocham?! – ryknął chłopak. – Bo jesteś dla mnie ważniejsza niż ja sam? Znoszę to wszystko tylko po to, żebyś pozwoliła mi być przy sobie chociaż chwilę dłużej! Ale teraz widzę, że to nie ma sensu – dodał znacznie ciszej odsuwając się od niej.
Złość w oczach Michała powoli znikała. Zoya widziała jak jego spojrzenie gaśnie, a w miejsce zdenerwowania pojawia się ból i rozpacz.
– Teraz już wiem, że nigdy nie dasz mi szansy na to, bym był w twoim życiu kimś więcej – wyszeptał, spuszczając wzrok. – Moje starania nie mają znaczenia. Ty po prostu nie chcesz żebym był obok. Jeśli przestanę walczyć, to nic się nie stanie. I tak doszło do tego wszystkiego tylko dlatego, że nie umiałem sobie ciebie odpuścić. Nie mam siły być niczym więcej, niż twoim sposobem na rozładowanie frustracji seksualnej. Chcesz się bawić, to się baw, ale nie mną. Żegnaj, kurczaczku. – Ostatnie dwa słowa powiedział z takim smutkiem, że Wilczyńska poczuła się tak, jakby ktoś chwycił jej serce i ścisnął z całej siły.
Krzemiński powoli odwrócił się od niej i ruszył wzdłuż chodnika, po chwili znikając za rogiem budynku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz